piątek, 2 maja 2014

Tymczasem u mnie..

Podczas wielu miesięcy walki o nową pracę uświadomiłam sobie, że znalezienie jej na dzień dzisiejszy graniczy z cudem. W miasteczku takim jak moje ( ok 70 tys) miejsc pracy jest niewiele, a bezrobotni wyrastają jak grzyby po deszczu.

W kwietniu byłam na dwóch rozmowach ( to naprawdę dużo jak na naszą mieścinę ), na pierwszej miałam starać się o pracę kasjerki w punkcie banku, tak się składa że już to robiłam i wiem doskonale na czym owa praca polega, przychodzi klient wpłaca albo wypłaca pieniążki... to tyle.

Ku mojemu zaskoczeniu rozmowa nabrała bardziej charakteru przesłuchania na komisariacie, stanęły nade mną 3 babeczki i zaczęły maltretować pytaniami z podręcznika od haeru... żal i smutek ogarnął moją duszę, a cała rozmowa zakończyła się klapą, nie jestem w stanie udawać, że zdaję sobie sprawę jak wiele umiejętności wymaga taka praca... bo byłoby to większym kłamstwem niż 2+2=5 . No i oczywiście nie dam sobie wcisnąć pełnej odpowiedzialności za najniższą krajową..

Tydzień później zadzwonił telefon, sprzedawca E papierosów na pasażu. No może nie jest to robota marzeń ale wymagań nie mieli prawie wcale, rozmowa trwała 3 minuty i już na 2 dzień wiedziałam że mam tę pracę...

Ale, no właśnie ALE!
Wg ogłoszenia umowa o pracę na pełny etat, na rozmowie sprostowanie – zlecenie ( ale z szansą na umowę), nie jest to do końca moje marzenie, ale pomyślałam co mi tam? Pieniądze na drzewie nie rosną to idę.. No i poszłam..
Oczywiście moje nadzieje na umowę o pracę zostały zgaszone bardzo szybko, moja zmienniczka robi tutaj ponad rok i cały czas ciśnie śmieciową. Zero premii, bonusów i równe jak od linijki 1200 zł miesięcznie, praca świątek, piątek i niedziela, bez urlopu oczywiście i broń Cie Panie Boże od choroby bo L4 jest tutaj traktowane jak wypowiedzenie...
TRUDNO – pomyślałam i poszłam do pracy, w pierwszym tygodniu poznałam 3 dziewczyny, które robią za 5 zł/h – o zgrozo! W 2 tygodniu dostałam uczulenia na „Zeskanuj swoją kartę clubcard”, a pod koniec trzeciego zorientowałam się, że pracuję na czarno...
Zadzwoniłam zatem do szefa, pospieszyć go z wypisaniem umowy. W odpowiedzi usłyszałam „ A czego Ty się boisz, że Ci nie zapłacę? Możesz przecież w każdej chwili wyciągnąć pieniądze z kasetki i uciec”... Nie do końca tego się spodziewałam, ale zawsze to jakaś myśl :)

I tak sobie siedzę, w majówkę po 12h dziennie słońce widzę tylko z samego rana – o ile nie ma mgły. Następny dzień mam wolny, ale jestem padnięta i wolny czas ucieka mi przez palce zanim się rozbudzę wstaję na następne 12h pracy. Nie mam jak zrobić sobie kawy ani herbaty, na stoisku nie ma nawet czajnika. Na cotygodniowe rozliczenie stanowiska muszę przynosić swojego laptopa, a żeby wysłać owe rozliczenie jestem zmuszona prosić się ludzi z innych sklepów i stanowisk o chwilowy chociaż dostęp do internetu... Toaleta, co tu dużo mówić każdy wie jak wyglądają kibelki w tesco, klucz do pracowniczego wc? Zapomnij, firma nie zapłaci za dorobienie – muszę go wyrobić na własny koszt.

Może gdybym miała 20 lat taka praca mogłaby mnie satysfakcjonować.. niestety mam 26 i w tym momencie czuję się już wykorzystywana.. 

Za dużo opowiadania..
chciałam pracę, mam pracę, a w pracy szukam pracy...